Szanowni Czytelnicy,
dziś rozpoczyna się Tydzień Bibliotek, a jego pierwszy dzień jest Dniem Bibliotekarza i Bibliotek. Z tej okazji postanowiłyśmy opowiedzieć Wam trochę o sobie, a dokładniej o tym, jak zaczęła się nasza przygoda z czytaniem 🙆
Agnieszka: Nie potrafię precyzyjnie wskazać momentu, w którym
pokochałam książki. Myślę, że moją pasję czytelniczą zapoczątkowała mama,
czytająca mi baśnie,
bajki oraz wiersze dedykowane najmłodszym. W dzieciństwie chciałam więc
przyjaźnić się z Pippi Pończoszanką, odwiedzić Akademię Pana Kleksa, przenieść choć
na jeden dzień do Krainy Czarów czy znaleźć niebieski koralik, tak jak bohaterka
Karolci. Uwielbiałam także słuchać baśni Hansa Christiana Andersena, a ulubione
wiersze Jana Brzechwy znałam na pamięć. Tematem bliskim mojemu sercu zawsze
były zwierzęta, a ukochaną książką Przepraszam, czy jesteś czarownicą?, która
przedstawiała losy kota Herberta – trudno zliczyć, ile razy po nią sięgnęłam,
kiedy już opanowałam sztukę czytania. Na etapie szkoły podstawowej chętnie
wybierałam się do przeróżnych filii bibliotecznych w moim mieście, głównie w poszukiwaniu
„młodzieżowej literatury grozy”, która inspirowała mnie do pisania własnych
opowiadań. Poza tym zaczytywałam się w przygodach Harry’ego Pottera (jak chyba
każdy mój rówieśnik), później Opowieściach z Narnii czy Kronikach Pradawnego
Mroku… Co ciekawe, dzisiaj zamiast po fantastykę sięgam przede wszystkim po
literaturę piękną. Mogę więc powiedzieć, że książki towarzyszyły mi od zawsze, z
czasem tylko zmieniły się czytelnicze preferencje 😊
Karolina: U mnie zaczęło się to jak w dobrej baśni: dawno, dawno temu… Byłam spokojnym dzieckiem, które lubiło, gdy mu się czyta. Czytał mi więc, kto mógł, a najczęściej mama i babcia. Pewnego dnia mama czytała mi jakąś książeczkę i zostawiła mnie na chwilę, by zrobić coś w kuchni, a gdy wróciła, zauważyła, że jestem już parę stron dalej. Przewróciła z powrotem kartki i wznowiła lekturę tam, gdzie ją przerwała, lecz ja powiedziałam: Mamusiu, ale ja to już przeczytałam! Miałam pięć lat i właśnie potajemnie nauczyłam się czytać. Dzieciństwo miałam więc wypełnione książkami. Były takie tytuły, po które sięgałam wiele razy: „Dzieci z Bullerbyn”, „Mała księżniczka”… A potem zaczęła się szkoła – i nie zawsze było łatwo. Do dziś pamiętam, jak męczyłam się z lekturą „Anaruka, chłopca z Grenlandii”, ale przebrnęłam przez całość, ponieważ tak się złożyło, że lubiłam język polski. Mogłam nie mieć zadania z matmy, nie być gotowa na kartkówkę z przyrody, ale zadaną książkę zawsze miałam przeczytaną. Miłość do czytania została ze mną do dziś, więc jeśli jestem w domu i spytasz mnie, co robię, w 9 przypadkach na 10 odpowiem: czytam.
Marlena: Rodzice już od najmłodszych lat czytali mi wiersze Brzechwy i Tuwima. Prosiłam ich o to niemalże codziennie, aż w końcu każdy znałam na pamięć. Później przyszedł czas na baśnie Andersena, które dostałam w prezencie urodzinowym od dziadków i do dziś mam wielki sentyment do historii pana Hansa. Okres szkolny upłynął mi przy "Matyldzie" R. Dahla, którą przeczytałam wielokrotnie, oraz komiksach z Kaczorem Donaldem. Na każdej przerwie w szkole podstawowej razem z koleżanką pędziłyśmy do biblioteki, żeby je czytać. Później niestety nastąpiła kilkuletnia przerwa, czytałam zdecydowanie mniej, sama nie wiem czym było to uwarunkowane. I tak do momentu, aż pewnego dnia moja ciocia przyniosła do nas książkę Joanny Chmielewskiej "Harpie". Sięgnęłam po nią i nie mogłam przestać czytać. Od tej pory zaczęłam gromadzić mnóstwo książek, które teraz nie mieszczą się już na półkach i układam je, gdzie tylko się da.
***
A jak zaczęła się Wasza przygoda z czytaniem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz